Saturday, February 27, 2010

Państwo-miasto

Święte miasto, a właściwie to państwo. Da się je obejść w niecałe pół godziny, ale żeby je przejść to dnia mało. Kilometry korytarzy Muzeów Watykańskich mogą zniechęcić nawet największego kustosza sztuki. Nam udało się przejść tylko „szlak turystyczny” który prowadzi przez najważniejsze pomieszczenia, a i tak zajęło to nam kilka ładnych godzin. Droga do Kaplicy Sykstyńskiej zmusza wręcz do obejrzenia wszelakich dzieł sztuki. Niektóre ładne, inne piękne, a pozostałe zachwycające. Można tam zobaczyć kilka obrazków żywce wziętych z naszym podręczników historii i geografii. Taka lekcje w terenie. Najbardziej zachwycił mnie obraz „Sobieski pod Wiedniem”. Wisi sobie majestatycznie w wielkiej sali z widokiem na ogrody watykańskie i dzielnie uśmiecha się do tysiąca zdjęć Koreańczyków, Japończyków itd… Mało kto wie co i dlaczego zostało na nim namalowane, ale i tak każdy się zatrzymuje, ot taki odruch. Coś pięknego, wielkiego, władczego pośród tych tysięcy obrazków. Moją uwagę zwróciły też te wszystkie egipskie pamiątki. Niby stare, niby ważne, niby ładne, ale… Ma mieszane uczucia wiedząc, że ogromna większość z nich została skradziona. Jakoś tak nie przystoi żeby dowody zbrodni uświęcały swą obecnością muzea Państwa, bądź co bądź, Papieskiego. Cel naszego szlaku, Kaplica Sykstyńska zachwyca ale dopiero jak się zamknie na resztę świata. Trudno się skupić na pięknie i majestacie gdy wokoło tyle osób. W pierwszej chwili czułam się tam jak na jakimś targu. Dopiero jak przysiadłam na chwile, podniosłam głowę i skupiłam się na tym co widzę dostrzegłam magię tego miejsca. Trudno sobie wyobrazić że Leonardo sam to namalował. Nie dość, że to ładne, to jeszcze takie wielkie. Coś dlaczego warto przejść te wszystkie korytarze, pokonać te wszystkie schody i przebić się przez tysiące turystów (takich jak ja zresztą:)). Poza Muzeami obowiązkowe jest zwiedzanie Bazyliki. W rzeczywistości jest dużo mniejsza niż w telewizji, ale przecież powszechnie wiadomo że telewizja powiększa. Nie licząc wielkości wszystko jest w niej dokładnie tak jak wielokrotnie widziałam na zdjęciach. Tylko ta Pieta jakaś taka schowane w tym rogu. Moim zdaniem powinni bardziej ją wyeksponować, bo jak najbardziej na to zasługuje. Jedno co mnie trochę dziwiło w tych wszystkich kościołach które zwiedziłyśmy to fakt że nie ma w nich ławek. Szkoda trochę, bo nawet usiąść, pomyśleć, porozmawiać spokojnie z Bogiem się nie da. Tylko „patrz”, „ładne”, zdjęcie i dalej… Plac św. Piotra obejrzeliśmy z przodu, z boku, od środka i z góry. Z czubka Bazyliki robi największe wrażenie. Rzadko kiedy da się obejrzeć cały kraj kręcąc się w kółko na pięcie:D Byliśmy też w kryptach papieskich. To pozostawię bez komentarza.
Zapomniałam napisać że Watykan zwiedzałyśmy z Alexem którego poznałyśmy w naszym świetnych hostelu (11euro dobra, śniadanie i kolacja w cenie, 5 minut od Termini). Alex, jak się później okazało nie był jedynym samotnie podróżującym osobnikiem jakiego udało nam się spotkać. Podziwiam takich ludzi, sam na sam z całym światem. We dwójkę jednak jakoś raźniej….



















Wednesday, February 24, 2010

Rzym

Jedno z najpiękniejszych miast jakie widziałam. W sumie to nie do końca je widziałam, bo większość zasłaniał mi deszcz który towarzyszył nam uparcie przed dwa dni. Tylko rankami słońce próbowało wyjść, ale niestety było bezsilne przy tym deszczu, który najwyraźniej postanowił być naszym kompanem w czasie tej podróży. Rozstał się z nami dopiero w Genui. Rzym zachwyca wszystkim. Pamięta czasy tak dawne że aż wydają się nieprawdziwie. Czuje się, że Rzym to stolica dużego zachodnioeuropejskiego państwa, ale jednocześnie nie da się nie zauważyć iż jest się w mieście mitycznego Romulusa. Pędzi powoli w przyszłość. Mino tego że jego mieszkańcy mówią rytmicznym włoskim, wszędobylski jest tu angielski. Można się zdziwić gdy wchodząc do małej, rodzinnej knajpki jest się przywitanym „ciao my friends”. Uwielbiam sposób w jaki się tam mówi. Włoski brzmi tak przyjemnie dla ucha, jest taki rytmiczny, wesoły. Wydaje się że nawet najtragiczniejsza wiadomość powiedziana przez Rzymianina jest dowcipem. Sami Rzymianie są przeuroczy. Kobiety piękne, mężczyźni czarujący. Wszyscy mają w sobie coś ujmującego, nie da się ich nie lubić. Chowają się trochę ze tymi wszystkimi zabytkami, czemu się nie dziwie. Jeśli latem jest tam dużo więcej turystów niż zimą, to aż boje się pomyśleć co tam musi się dziać. Podstawą naszego planu zwiedzania był plan miasta z zaznaczonymi atrakcjami i powiedzenie „gdzie Japończycy tam coś wartego uwagi”. Tylu azjatów co w Rzymie to nawet w Chinatown nie widziałam. Obłęd jakiś. Zastanawiałyśmy się z Evelin na tym ich słynnym fenomenem robienia zdjęć. Rozumiem, zdjęć nigdy nie za wiele, sama mam ich tysiące, ale po co kilka zdjęć tego samego? My przyjęłyśmy strategię dość prostą, ale jakże inną od tej „japońskiej”. A mianowicie: *Magda robi zdjęcia i wrzuci na picase, a Evelin je ściągnie*. Tym oto sposobem obie jesteśmy zadowolone za zdjęć, a co najważniejsze nie mamy dwóch tych samych zdjęć, które różni tylko aparat którym zostały zrobione. Wracając do Rzymu, jest to miasto w którym chciałoby się żyć, coś jak Kraków. Przyciąga swoją tajemniczością. Nawet deszcz nie odebrał mu uroku, a wręcz przeciwnie dodał. Chodząc tymi wąskimi uliczkami, zatrzymując się przy niezliczonych fontannach, spotykając historię na każdym rogu nie można się nie zakochać. Nie mogę sobie wyobrazić jaki pięknie jest tam wiosną i latem. Rzym jest miastem do którego kiedyś wrócę. Choć na chwile, na kawę.





















Tuesday, February 23, 2010

Pianino?

W Mediolanie wiedzą jak z czegoś zwykłego zrobić coś co przyciąga uwagę:)

Włoska stolica mody

Mediolan-stolica mody, miasto północy.

Co do tego drugiego nie można się nie zgodzić, a co do tej stolicy to bym podyskutowała. Jeśli są tam jakieś słynne domy mody, projektanci, modelki to dobrze się chowają:) Nie widziałam tam nikogo ani niczego szczególnie związanego z modą. Na słynnej via Montenapoleone były sklepy opatrzone wielkim nazwiskami, ale to tak jak w każdym większym mieście. Idą tam myślałam, że wejdę w wielki świat mody, a tam ni żywego ducha. Może moje małe rozczarowanie tym miastem jest spowodowane zbyt dużymi oczekiwaniami, nie wiem... Tak czy inaczej jest to napewno miasto ciągle gdzieś gnające, nowoczesne z małymi wstawkami historii, tj. teatr Scala czy Katedra:)

W tym miejscu muszę wspomnieć o Francesce która była naszym przewodnikiem oraz o Montse którą poznałyśmy przypadkiem podczas robienia zdjęć. Francesca była w domu, we Włoszech na ferie. Montse jest hiszpanką, ekonomistką z wykształcenia, stewardesą arabskich linii lotniczych, mieszka w Abu Dhabi, zwiedza świat. Życie ma pełne wrażeń, ale chyba aż za dużo. Ma niby swoje miejsce na Ziemi, ale ciągle jest poza nim, z dala od wszystkich i wszystkiego...

Wracając do Mediolanu: