Monday, November 29, 2010

Podróże bliskie i dalekie. Odsłona 2, część 5

Lamego. Więcej schodów to chyba zrobić nie mogli. Zmęczyłam się liczyć po 600... Tak czy inaczej było warto.




Saturday, November 27, 2010

Podróże bliskie i dalekie. Odsłona 2, część 4

Coimbra jest miastem porównywalnym do angielskiego Oxfordu, a to dlatego iż mieści się tam najstarszy portugalski uniwersytet. Latem miasto było trochę wymarłe, co nie znaczy że puste. Wijące się pod górę ścieżki nie zachęcały do miejskiej wspinaczki, aczkolwiek rekompensowały trud tej wycieczki. Będąc w takich miejscach zastanawiam się kto wpadł na pomysł budowy miasta na takiej górze….





Sunday, November 21, 2010

Podróże bliskie i dalekie. Odsłona 2, część 3.

Aveiro- Portugalska Wenecja. Miejsce niezwykle urodziwe, aż chce się tam zostać na zawsze:)









Tuesday, November 09, 2010

Podróże bliskie i dalekie. Odsłona 2, część 2.


Dziś mi się pisać nie chce bo jakoś cały dzień jestem niedospana. Dodam tylko trochę zdjęć z miasta rodzinnego Viseu. Miasto nieduże, ale wielkiej urody. Stare centrum usytuowane na wzniesieniu, nowoczesne dzielnice mieszkalne i usługowe. No i wszechobecne w całym regionie. Żeby nie skłamać przejechaliśmy może kilka „normalnych” skrzyżowań, najczęściej w tzw. T.
Kończę już bo „gęba mi się drze”.











Monday, November 08, 2010

Podróże bliskie i dalekie. Odsłona 2, część 1.


Nadszedł długo oczekiwany, przeze mnie, czas napisania czegoś o skąpanej w słońcu Portugalii. Sama nie wiem dlaczego tak długo się do tego zabierałam. Tak czy inaczej czas wspomnień zacząć. Choć nie wiem od czego zacząć, pogoda jest dobrym tematem na początek. Więc tak: gorąco tam było. Za gorąco. Lipiec w Polsce dał o sobie znać, bo jak powszechnie wiadomo jest to najcieplejszy miesiąc w roku (geografia, klasa IV się kłania), ale to co tam się działo przesada. 38 stopni w dzień dało się jakoś przeżyć, ale 25 o godzinie 22. już nie. No bo są chyba przecież jakieś granice. Spać się nie dało, bo człowiek budził się cały mokry z przekonaniem że zasnął w wannie z gorącą wodą. Dobrze było tylko nad oceanem, bo tam chociaż wiało. Momentami bywało nawet chłodno i mgliście. Co nie zmienia faktu, że mieliśmy poparzenie słoneczne jednego z uczestników wyjazdu (jednego z trzech). Tak się może zdarzyć, gdy ktoś myśli że Portugalczycy nie mogą się spalić. Mogą, taki Antonio dla przykładu. Przez jego upór zwiedzanie Fatimy było wzbogacone o wizytę na pogotowiu. Samą Fatimę, może za wyjątkiem tego pogotowia, warto odwiedzić, jest to bezwątpienia najpiękniejsze sanktuarium jakie w życiu widziałam. Nic od dawna nie wywarło na mnie takiego wrażenia jak ten śnieżnobiały kościół wtulony w błękit nieba. Ten kościół bije blaskiem, dosłownie i w przenośni. Jest tak może dlatego że ludzie odwiedzający to miejsce są wyjątkowo pobożni. Inaczej niż Polacy. Oni żyją wiarą, a nie tylko ją praktykują. Tysiące figurek wszystkich świętych które można kupić praktycznie wszędzie zdobią, tudzież zagracają każdy dom. Maria ma ich zgoła 20. Kilka mi obiecała.
Na teraz to tyle, jutro ciąg dalszy.








Wednesday, November 03, 2010

Podróże bliskie i dalekie. Odsłona 1.

Krótkie wspomnienie wakacji w domu. Golub- Dobrzyń, czyli jak wejść we dwie osoby na Zamek, a zapłacić za jedną i to jeszcze „młodzież szkolną”.
Polska- wszystko co kocham!










Z pozdrowieniami dla stałych czytelników :)

Monday, November 01, 2010

O życiu?

Z tych rzeczy bardziej poważnych napiszę o tym jak bardzo lubię Wszystkich Świętych. Tak nawiasem, ma to może jakiś wpływ na mój ulubiony czarny humor. Od razu zaznaczę że nie lubię halloween. To „święto” podobało mi się tylko i wyłącznie w Stanach. Z tego typu „świętami” jest jak z roślinami, mogą się przyjąć na obcej ziemi, ale nigdy nie będą równie piękne. Pomyślało mi się jakoś o kwiatach, bo dałam babci mojego wrzosa (roboczo nazwałam go Ernestem), który spowodował że na twarzy babci pojawił się wielki uśmiech. Wracając do 1szego listopada i wszystkiego co jest z nim związane, uwielbiam chodzi na cmentarz, sprzątać na grobach, zapałać świeczki. Dlaczego? Z dwóch powodów. Primo: bo wierzę że tam z Góry Oni patrzą i cieszą się że ktoś o nich pamiętam. Secundo: wierzę że wszytko do nas wraca i za ileś lat ktoś postawi świeczkę na moim grobie. Lubię też widok rozświetlonego cmentarza, wygląda jakby Dusze które tam są miały całkiem udaną imprezę. Wbrew temu co się ogólnie przyjęło uważam, że to nie jest wcale smutne Święto. W końcu z niektórymi spotykamy się już tylko na cmentarzu, zawsze mile wspominając.
Będąc już przy temacie życia i śmierci wiele jest rzeczy o których warto mówić, po to aby się ich nie bać. Dziś na przykład ciocia Alina panicznie się przestraszyła gdy mama zapukała w talerze i powiedziała że to babcia (dziś 19. rocznica jej śmierci). Bardzo nas to rozbawiło, bo wszyscy jak tam siedzieliśmy zgadzamy się co do jednego: bać to się trzeba żywych, a nie umarłych. Poza tym Oni Tam na Górze mają dużo ciekawsze rzeczy do roboty niż straszenie nas. No chyba że kogoś to bawi, tak jak mnie. Śmierć jest zawsze opłakiwana przez tych którzy zostają. Ale jak to widzą Ci którzy odchodzą? Wydaje mi się, wierzę, mam nadzieję, że oni się cieszą. Bo w końcu obiecuje się nam lepsze życie po życiu. Po śmierci życie jest spokojniejsze, bo nie trzeba się martwić o jutro, spotyka się tych którzy odeszli wcześniej. Taki mój dziadek na przykład. Blisko 40 lat czekał żeby znowu móc przytulić swoje synka. Teraz ja czekam żeby móc się znowu do niego przytulić. Z jednej strony chce się przeżyć jak najwięcej, ale jednocześnie dobrze by było znowu Ich wszystkich zobaczyć. Póki co cieszę się że Ci którzy są Tu za mną mają zdrowie, a Ci którzy są Tam mają spokój.
Tak na koniec opowiem historię która była dziś wspomniana na kazaniu. Jezus zstąpił na Ziemię i powiedział trzem: daję Wam po milion złotych. Możecie wydać je jak chcecie i na co chcecie. Pamiętajcie tylko że po wydaniu ostatniej złotówki umrzecie. Pierwszy z nich wydał wszystko szybko, bawił się dostatnio, żył krótko. Drugi chciał żeby coś po nim zostało więc dał pieniądze na pomoc innym, żył skromnie i krótko. Trzeci schował pieniądze do skrytki, oszczędzał, każdego dnia liczył ile mu zostało, żył skromnie i długo. Każdy z nich żył szczęśliwie, umarł zadowolony z życia. Zostawię te przydługie rozważania z pytaniem: jak Ty wydasz swój milion?

Sunday, October 31, 2010

O rodzinie, albo i nie.

Ostatnio zarzucono mi że za bardzo się na facebooku rozpisuje o rodzinie, dlatego teraz napisze coś o niej tu.
Święta, niezależnie od tego jakie są, zawsze są okazją do spotkań z rodziną, pomyślenia o niej. Dziś skupię się na rzeczach mniej poważnych. Będąc w domu dowiedziałam się że kuzyn będzie miał dziecko, nie wiem co prawda z kim, ale to nic. Ważne że on wie. Na wczorajszym roczku, solenizant zgodnie ze zwyczajem „wybierał sobie przyszłość”. Ku niezadowoleniu swojego taty wybrał różaniec. Karolina i ja też podobno tak zrobiłyśmy, więc można takie wróżby poddać pod wątpliwość. Zosia mówi już wszytko, a nawet recytuje i śpiewa. "Ciociu" z jej ust jest pokroć słodsze od marcepanu. Jasiu prawie chodzi, tzn. stoi, chodzi przy meblach i się przewraca. Wujek chciał zrobić interes życia i obiecał Natalce czekoladę za każdą jedynkę. Nie przewidział jednak, że nawet bardzo dobrym uczniom zdarzają się takie „wpadki” i musiał wypłacić dziecku należność. Oby jej te dziadkowe smakołyki nie zasmakowały. To chyba tyle z plotek rodzinnych i metod wychowawczych prof Grzegorza. Teraz moje, ostatnio ulubione, rozmowy z tatą:)
Rozmowa z piątku.
Ja: tata jedź po mamę do pracy, bo kazała.
Tata: nie po to płaciłem za Twoje prawo jazdy żebym musiał na starość po nią jeździć.
Rozmowa z dziś.
Poganiam mamę żeby szybciej się zbierała, bo jak zwykle wychodzi ostatnia.
Ja: tata, dlaczego się z nią ożeniłeś? Nie było bardziej gramotnych?
Tata: może i były, ale ta była najładniejsza we wsi.
Ja: tylko dlatego?
Tata: no i jako jedyni we wsi mieli telefon.
Ja: do tej pory mają ten sam...

No i to tyle na dziś. Wrócę jutro, albo pojutrze. Niedługo.

Tuesday, September 21, 2010

Cudze chwalicie, swego nie znacie

Czyli krótko o Brodnicy. Z której jestem przecież tak dumna.
Zdjęcia moje do końca nie są, bo większość z nich zrobił Tomek. Ale jeśli uznawalibyśmy coś takiego jak wspólnota majątkowa, to byłyby moje:D Co Twoje to moje, a co moje to też moje.