Monday, November 08, 2010

Podróże bliskie i dalekie. Odsłona 2, część 1.


Nadszedł długo oczekiwany, przeze mnie, czas napisania czegoś o skąpanej w słońcu Portugalii. Sama nie wiem dlaczego tak długo się do tego zabierałam. Tak czy inaczej czas wspomnień zacząć. Choć nie wiem od czego zacząć, pogoda jest dobrym tematem na początek. Więc tak: gorąco tam było. Za gorąco. Lipiec w Polsce dał o sobie znać, bo jak powszechnie wiadomo jest to najcieplejszy miesiąc w roku (geografia, klasa IV się kłania), ale to co tam się działo przesada. 38 stopni w dzień dało się jakoś przeżyć, ale 25 o godzinie 22. już nie. No bo są chyba przecież jakieś granice. Spać się nie dało, bo człowiek budził się cały mokry z przekonaniem że zasnął w wannie z gorącą wodą. Dobrze było tylko nad oceanem, bo tam chociaż wiało. Momentami bywało nawet chłodno i mgliście. Co nie zmienia faktu, że mieliśmy poparzenie słoneczne jednego z uczestników wyjazdu (jednego z trzech). Tak się może zdarzyć, gdy ktoś myśli że Portugalczycy nie mogą się spalić. Mogą, taki Antonio dla przykładu. Przez jego upór zwiedzanie Fatimy było wzbogacone o wizytę na pogotowiu. Samą Fatimę, może za wyjątkiem tego pogotowia, warto odwiedzić, jest to bezwątpienia najpiękniejsze sanktuarium jakie w życiu widziałam. Nic od dawna nie wywarło na mnie takiego wrażenia jak ten śnieżnobiały kościół wtulony w błękit nieba. Ten kościół bije blaskiem, dosłownie i w przenośni. Jest tak może dlatego że ludzie odwiedzający to miejsce są wyjątkowo pobożni. Inaczej niż Polacy. Oni żyją wiarą, a nie tylko ją praktykują. Tysiące figurek wszystkich świętych które można kupić praktycznie wszędzie zdobią, tudzież zagracają każdy dom. Maria ma ich zgoła 20. Kilka mi obiecała.
Na teraz to tyle, jutro ciąg dalszy.








No comments: