Wednesday, January 06, 2010

Nice is Nice

Jest początek stycznia i mam zapał żeby pisać mało wiele regularnie, zobaczymy jak to wyjdzie:) W poniedziałek byłam pierwszy raz w szkole: „Ecole Marie Joseph”. Szkoła jak szkoła, a jednak jakaś taka inna. Podobno nikt miał nie mówić po angielsku, ale jak trzeba było to praktycznie każdy przemówił. Co jak co, ale oni na pewno lepiej znają angielski niż ja francuski. Za bardzo się tym jednak nie przejmuje, może poza tym że nie wiem czego dzieci chcą ode mnie. Byłam wczoraj na lekcji matematyki i francuskiego z CE1, czyli ośmiolatkami. Matematykę umiem lepiej, jak już zrozumiem polecenie, ale czytać po francusku to nie potrafię. Byłam w ciężkim szoku gdy słyszałam jak one czytają, bo to co odbierały moje uszy nie było tożsame z tym co widziały moje oczy w książce. Śmiało mogę powiedzieć że czytanie po francusku to sztuka ;) Po dwóch dniach znam już za to kilka słówek, takich jak kot, pies, wymiotować… Jestem dobrej myśli:)
Wczoraj pochodziłam trochę po mieście. Spacer wzdłuż wybrzeża i po ścisłym centrum zajął mi jakieś 1,5 godziny. Nad Morzem było oczywiście zimno, ale nie przeszkadzało to morsom w styczniowej kąpieli. Miasto samo w sobie jest ciasne, niektóre uliczki mają może ze 3 metry szerokości. Na wszystkich budynkach błękitno-zielone okiennice, coś pięknego:) Kiedyś wybiorę się na wycieczkę z aparatem to będzie wszystko widać. Jedynej rzeczy której nie da się ani opisać, ani pokazać jest zapach tego miasta. Na zmianę czuć mydła, przyprawy, francuskie potrawy. Zapachy te są tak intensywne, że szczelnie wypełniają zatłoczone, ale powolne uliczki centrum. Coś niesamowitego…
Podczas spaceru zauważyłam że prawie każdy rozumie angielski, ale odpowiada po francusku, oraz nauczyłam się że czerwone światło na przejściu dla pieszych nie oznacza „stój”, a „rozejrzyj się czy nie jedzie samochód i idź”. Nikt się nie przejmuje, nawet gdy policja stoi obok. Ale co kraj to obyczaj...:)

No comments: